"Serce z cierni" Bree Barton




Jeśli ktoś z was obserwuje zagraniczne bookstagramy i kanały książkowe na Youtube, na pewno chociaż raz natknął się na tę białą pięknością, jaką  jest „Serce z cierni”.  Z niewiadomych jednak powodów tytuł ten nie spotkał się z takim samym zainteresowaniem w Polsce, chociaż od premiery minął już miesiąc z hakiem. Czy jest ku temu jakikolwiek powód, może winą jest wyłącznie słaba promocja? Jeśli jesteście ciekawi, to zapraszam do dalszej lektury.

~
Mia to siedemnastoletnia dziewczyna, która trenuje, aby polować na czarownice. Mówią na nie Gwyrach. To kobiety, które potrafią zabijać ludzi przez dotyk. Prawdopodobnie tak zginęła matka Mii, a teraz przyszedł czas na zemstę.
Nieoczekiwanie ojciec dziewczyny postanawia wydać ją za mąż. Tajemniczy książę Quinn nie jest tym, czego spodziewała się przyszła łowczyni. W świecie, w którym tylko kobiety władają magią, bliskość może być śmiertelnie niebezpieczna.
Dziewczyna ucieka z księciem, aby znaleźć morderczynie matki. W trakcie swojej misji dowiaduje się, że może władać magią. Czy to znaczy, że łowca staje się zwierzyną? Czy uda jej się zmierzyć z tajemnicami rodziny, na których odkrycie nie była przygotowana?
~
Kiedy zaczęłam czytać „Serce z cierni” to od razu zwróciłam uwagę na język autorki, był pełen niepotrzebnego patosu, i tak jak w przypadku opisów faktur sukni czy komnat, można było się z tym pogodzić, to w trakcie dialogów brzmiało to śmiesznie. Zastanawiałam się czy jest to wina pisarki czy może tłumaczenia, jednak gdy niedługo po pierwszych rozdziałach pisarskie pióro zaczęło zmierzać w preferowanym przeze mnie kierunku, postawiłam raczej na początkową niepewność Barton, czy aby na pewno uda jej się napisać tę historię tak, jak sama sobie tego życzyła. Po tej pozytywnej zmianie do końca książki utrzymywał się język klarowny, swobodny, ale też i bardzo klimatyczny.
Sam język jednak wspomnianego klimatu tworzyć nie może. W parze musi z nim iść pomysł. Kreowany przed nami świat jest otoczony głębokim morzem, pagórkami i dolinami rzecznymi. Autorka skupia się na zapachach potraw, kolorach nieba, wrażeniach fizycznych bohaterów względem natury i muszę przyznać, że wychodzi jej to naprawdę fenomenalnie. Podróżując po królestwie łatwo wczuć się w sytuacje bohaterów. Zanurzamy razem w nimi stopy w rzece, polujemy, a nawet frustrujemy się polityką.
Nie wynika to jednak tylko z wnikliwych opisów, bardzo dużą rolę odegrał fakt, że postacie przedstawione przez Barton wydały mi się niezwykle autentyczne i to samo tyczy się również relacji między nimi. Mia to zdecydowanie silna i zdecydowana bohaterka, która bije na głowę wszystkie nielogicznie zachowujące się i irytujące heroiny. Ma plan w życiu i chociaż świat zwalił jej się na głowę, nie zamierza się poddać. Quinn z drugiej strony jest genialnym przykładem, że mężczyznami również targają emocje, jednak fakt ten nie odbiera im powagi czy tak uwielbianego przez społeczeństwa zjawiska „męskości”. 



Ta dwójka jest niezwykle głęboka psychologicznie i dzięki temu łatwo jest nam uwierzyć w ich kształtującą się relację. Częste dialogi, w których dzielą się swoimi poglądami i odczuciami tworzą świetną bazę do późniejszych wydarzeń i tworzą przed czytelnikiem pełen obraz osobowości oraz popychają akcję do przodu.
Nie żeby ta, sama w sobie, nie mogła się obronić. W ciągu niecałych 500 stron autorka zaskoczyła mnie nie jednym wydarzeniem. Jeśli zdawało się wam, że fantastyka widziała już wszystko, to bardzo się mylicie. Czarownice to stara historia, ale „Serce z cierni” serwuje nam to na nowo i bardzo oryginalnie. Poza tym w tej książce wszystko ma sens, a wydarzenia są ułożone w ciągu przyczynowo skutkowym (niby logiczne, ale niestety niektóre pozycje są tego pozbawione).
Myślę, że teraz czujecie, jaka jest moja odpowiedź na pytanie ze wstępu. Szkoda, że książka tak dobra zagubiła się wśród premier nieciekawych czy po prostu pospolitych. Ja szczerze polecam, „Serce z cierni” to połączenie klimatu Dworów z kobiecą mocą „Maresi”. Warto dać jej szansę, myślę że, się nie zawiedziecie.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
Pozdrawiam,
Gabcia





Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Myślę, że warto jeśli lubisz fantastykę :)

      Usuń
  2. Intrygująca odskocznia. Tak widzę tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po tę książkę sięgnę na pewno, jednak jeszcze nie wiem kiedy. Zaczął się okres przed swiąteczny i ledwo wyrabiam się z książkami recenzenckimi 😂.
    Pozdrawiam, Girl in books

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację, że wśród wszystkich premier ta książka się zagubiła, bo nie słyszłam o niej nigdzie. Twoja recenzja sprawiła, że jestem zainteresowana tą pozycją.

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację, faktycznie przeszło bez echa! I dlaczego ja myślałam, że to jakiś romans? ;D Po Twojej recenzji jestem pewna, że kiedyś sięgnę po "Serce ze szkła".
    Pozdrawiam! ♥
    https://ogrodliteracki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz