Przedpremierowo: "Czy można świadomie szukać niepowodzeń" Nikola Drozd
Młoda dziewczyna o artystycznej duszy i złamanym sercu próbuje uporać się z depresją. Nazywa się A... i przesiaduje na dziewiątym piętrze. Obserwując mrok, przenika przez przestrzeń i przytacza historie ludzi, a potem połykają ją jej własne uczucia i czuje się rozbita. Wszystko to opowiada fantastycznemu terapeucie Aleksowi, który jest zarówno znanym psychiatrą, jak i szanowanym pisarzem. A... marzy o tym, żeby wydać książkę i ujrzeć jasność, pragnie otworzyć ludzkie serca oraz umysły na prawdziwe emocje, ale nieustannie zapomina, jak się nazywa...
Czy wyobrażacie sobie cotygodniowe odwiedziny u terapeuty, zwierzanie się z swoich najgłębszych lęków, a nawet branie medykamentów, bo sami nie możecie sobie poradzić? Być może ktoś z was nie musi myśleć o takich sprawach hipotetycznie. Jeśli tak, to jest mi niezmiernie przykro. Pewnie będzie wam jeszcze łatwiej pojąć jak często zaburzenia psychiczne są odsuwane w kąt, właśnie przez brak zrozumienia. "Czy można podświadomie szukać niepowodzeń" nie jest skierowana jedynie do osób, które przechodzą przez piekło, bo tutaj to słowo jest adekwatne, depresji. Ona otwiera oczy na problem jakim są zaburzenia zdrowia psychicznego, z tym że pokazuje nam historię od podszewki.
Autorka to młodziutka dziewczyna, nastolatka w moim wieku, przez co czułam jeszcze większą nić porozumienia z Drozd. Ten tytuł to tak naprawdę jeden wielki monolog, wywód o życiu z depresją, pozbawiony cenzury. Mamy tam jedynie szczere i autentyczne przeżycia z walki z chorobą.
Chyba nigdy nie zdarzyło mi się w żadnej pozycji zaznaczyć aż tyle cytatów. Jeśli ktoś z was czytał moje podsumowanie najlepszych książek przeczytanych w 2017 roku (link tutaj), to może kojarzy czemu ta książka miała na mnie taki wpływ. Powtórzę to jeszcze raz, autentyczność aż boli, drażni naszą podświadomość, bo ludzie naprawdę mogą się tak czuć, tak bezradnie i samotnie, nawet jeśli otaczają ich ludzie, którzy ich kochają. Autorka łamie nam serce, ale robi to tak lekko, że pozwoliłabym jej to zrobić na nowo.
Wielkie brawa dla niezwykłej różnorodności form. Opowiadania i apele. Bezpośrednie zwroty do czytelnika i pytania, które zdaje się, że autorka zadaje sama sobie. Dodajmy do tego nowatorską poezję i trzymamy w ręku debiut Nikoli Drozd.
Nie mogę jednak kłamać, że książka nie miała swoich wad. W pewnym momencie zaczęła mnie męczyć ilość wypowiedzi o miłości, bo tak jak wspomniałam, autorka jest młodziutka i w pewnym momencie czułam coś podchodzącego pod płytkość w tym skupieni się na sprawach sercowych, czego nie chciałabym jednak stwierdzić, bo Nikola Drozd wydaje się osobą niezwykle dojrzałą i wrażliwą na świat.
I chyba trzeba skupić się na tej wrażliwości. Pomimo mojej wielkiej sympatii dla tego tytułu, obawiam się, że dla niektórych osób może być toksyczny. Dla sprostowania powiem, że autorka w podziękowaniach mówi w prost, że jej powieść to swoista terapia dla niej, ale też dla czytelników. Jednak każdy chyba zna osobę, która jest bardzo podatna na wpływy i może wyciągnąć z tej książki negatywną i sprzeczną lekcję, czego oczywiście nikomu nie życzę. Czuję się jednak w obowiązku, żeby wyrazić moją obawę na ten temat.
Jeśli lubicie taką tematykę, jesteście ciekawi młodych polskich autorów, bądź potrzebujecie krzyczeć, gdy zamykacie oczy, to polecam wam zainteresowanie się "Czy można świadomie szukać niepowodzeń". Mam szczerą nadzieję, że wy również odnajdziecie w niej autentyczność i być może siebie.
Książka nie ma niestety jeszcze ustalonej daty publikacji, ale będę was na bieżąco informować. Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwo Novae Res.
Pozdrawiam,
Gabcia :)
Komentarze
Prześlij komentarz